Spotkanie z dr. Marcinem Zwolskim historykiemOddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku

24

W dniu 27.08.2014 roku Miejska Biblioteka Publiczna miała zaszczyt gościć doktora Marcina Zwolskiego, historyka Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku, uczestnika projektu poszukiwań pochówków ofiar terroru komunistycznego. Było to wyjątkowe spotkanie. Doktor Zwolski przedstawił wyniki prac ekshumacyjnych prowadzonych na terenach bezpośrednio sąsiadujących z Aresztem Śledczym, przy ulicy Kopernika w Białymstoku. Uczestnicy mieli również możliwość obejrzenia, po raz pierwszy, wyselekcjonowanych zdjęć z obszernej dokumentacji prowadzonej w ramach śledztwa IPN dotyczącego zbrodni popełnionych przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w latach 1939–1956 na terenie aresztu.

 

Od dawna krążyły pogłoski, iż na terenie białostockiego więzienia odbywały się nieoficjalne pochówki ofiar totalitaryzmu, jednak nie dysponowano dowodami potwierdzającymi te poszlaki. Szalę prawdopodobieństwa przechylił na korzyść badaczy fakt, że żadna z 320 osób, na których, według dokumentacji, wykonano wyroki śmierci nie ma swojego grobu na terenie Białegostoku. Poza osobami skazanymi na śmierć prawomocnymi wyrokami ówczesnych sądów, były też przypadki osób zmarłych z niedożywienia lub z powodu chorób, zakatowanych w trakcie przesłuchań, uczestników obław i potyczek, również nie posiadających swoich mogił. Szacunkowo, przy uwzględnieniu ofiar z samego tylko okresu okupacyjnego, spodziewać się należało około 2.000 ciał. Przy wliczeniu do tego okresu czasu okupacji niemieckiej i sowieckiej można mówić o wielu tysiącach ofiar.

Powszechną praktyką było w tym czasie dokonywanie potajemnych pochówków, zazwyczaj w nieoznakowanych miejscach, na obszarach już istniejących cmentarzy, jak w przypadku powązkowskiej Łączki. W przypadku lokalizacji masowych mogił w Białymstoku decydujący okazał się dokument odkryty w 2002 roku, meldunek Leona Ozgowicza z 1953 roku, dotyczący chowania ofiar w sposób tajny, uniemożliwiający późniejsze odkrycie zwłok i ich godny pogrzeb (bliscy nie byli informowani o zgonach ani pochówkach). Starano się, aby wraz z ciałem zaginęła pamięć o więźniach, z obawy, iż później „mogą ciało wygrzebać i urządzić jakiekolwiek demonstracje” (Zwolski M., Więzienie w Białymstoku w latach 1944-1956, Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Białymstoku, 2011, str. 361).

Przez długi okres uważano, iż w przypadku aresztu w Białymstoku, jeśli pole grobowe w ogóle istnieje, to znajduje się na ścisłym terenie więzienia. Przekonanie to zweryfikowano, kiedy natrafiono na kolejny meldunek, z 1946 roku, wskazujący na dawny ogród więzienny jako miejsce pochówków. W oficjalnej dokumentacji Prokuratury Generalnej znaleziono adnotację, iż w Białymstoku, zwłoki bez trumny zakopywano na terenie przywięziennym, w miejscach nieoznaczonych.

W 2003 roku rozpoczęto gromadzenie dokumentacji niezbędnej do podjęcia prac badawczych na terenie więzienia. Dopiero dekadę później prace te mogły zostać podjęte. Problem polegał przede wszystkim na braku pewności, iż na wskazanym terenie mógłby się faktycznie znajdować pochówek masowy. Ponadto, polski system prawny nie przewiduje możliwości prowadzenia prac ekshumacyjnych poza obszarem cmentarza, w związku z czym, badania odbywały się pod sztandarem „poszukiwania zabytków”. Sprawę ułatwiła nieco precedensowa wręcz ekshumacja na Łączce powązkowskiej, gdzie odkryto i wydobyto szczątki ponad 200 osób. W przeciwieństwie do stosunkowo niewielkiego obszaru Łączki, liczącego mniej więcej 20 na 30 metrów, obszar przywięzienny obejmuje powierzchnię 2,5 hektara, co przysporzyło problemów nie tylko logistycznych, z powodu intensywnej zabudowy (na przestrzeni lat powstała tam chlewnia, silosy spożywcze, psiarnia, garaże), ale i lokacyjnych. Pieczołowicie zebrane informacje wskazywały przede wszystkim na narożnik jako potencjalne miejsce ukrywania ciał. Pierwsze prace badawcze ruszyły w lipcu 2013 roku. Podjęto je początkowo na terenie obecnego parkingu, gdyż była to jedyna przestrzeń otwarta (niezabudowana), umożliwiająca wykorzystanie georadaru (GPR – urządzenie emitujące fale elektromagnetyczne, przetwarzające je na obraz ukazujący zmiany w strukturze gruntu). Przy badaniach sondażowych korzystano również z pomocy wolontariuszy oraz koparek telekomunikacyjnych.

Pozwolenie na badania obejmowało cztery dni; pierwsze trzy dni nie przyniosły żadnych rezultatów, przełom nastąpił ostatniego dnia, kiedy odkryto kość udową i czaszkę mężczyzny w wieku średnim. Ostatecznie, tego dnia odnaleziono dwa miejsca pochówku oraz szczątki należące do trzech osób. Odkopane szkielety, zgodnie z wymogami proceduralnymi, przekazano policji, skąd trafiły do Prokuratury i Zakładu Medycyny Sądowej, a następnie zostały przekazane do Instytutu.

Następne pozwolenie obejmowało już większy zakres prac, z użyciem ciężkiego sprzętu, w tym pełnowymiarowych koparek, oraz z udziałem zespołu specjalistów obejmującego między innymi historyków – wskazujących miejsce wykopalisk, archeologów – zdejmujących warstwy ziemi i wskazujących jamy grobowe, antropologów oraz medyków sądowych – wydobywających i opisujących szczątki, genetyków – pobierających próbki i pozyskujących materiały do dalszych badań, i innych specjalistów. Po raz kolejny dzień czwarty był przełomowy. Odkryto wówczas zbiorowe jamy grobowe oraz rzeczy osobiste w tym medalik, krzyżyk, szwajcarski zegarek Silvana z imiennym grawerem wskazującym, iż niegdyś należał do Feliksa Filipowicza. Prowizoryczna oś wzdłuż której rozłożone były miejsca pochówków zakręcała pod budynek chlewni, zatrzymując wszelkie prace na tym etapie.

W maju 2014 roku wznowiono prace. Decyzją prokuratora rozebrano dawną chlewnię oraz psiarnię aresztu, pod posadzkami i fundamentami których znajdowały się ludzkie szczątki. Po zdjęciu kilku warstw ziemi zlokalizowano wiele stykających się jam.

Prace nad taką jamą mogą trwać nawet do dwóch tygodni w przypadku pochówków masowych ponieważ, każdy szkielet wyjmowany jest osobno i osobno składany do indywidualnej trumienki. Jest to niezwykle trudna i mozolna praca; zwłoki często były przypadkowo wrzucane do grobu, stąd niełatwo jest czasem zadecydować, które kości przynależą do danego szkieletu. W wielu przypadkach były to wielogodzinne rozważania nad ułożeniem zwłok i możliwościami wydobycia kompletnego szkieletu. Przykładowo, praca nad jamą ze szczątkami dzieci trwała ponad tydzień. Sytuację komplikowały dodatkowo uszkodzenia szkieletów powstałe w trakcie prowadzenia wcześniejszych prac budowlanych na tym terenie. Warunki atmosferyczne również istotnie wpływają na pracę; odkryte szkielety wymagają osłonięcia przed światłem słonecznym, które bardzo szybko je wysusza, niszcząc tym samym materiał DNA i uniemożliwiając dalsze badania identyfikacyjne. Jedynym ułatwieniem był fakt, że gleba, w której znajdowały się zwłoki stanowi mieszaninę gliny i piasku, przez co szczątki były bardzo dobrze zachowane, w przeciwieństwie do kości ekshumowanych na przykład na Łączce.

Najbardziej zaskakujący był fakt, iż szkielety męskie stanowiły niewiele ponad 50% znalezionych szczątków (kobiece ok. 15%). Szacunkowo, szczątki dziecięce, od płodów aż do nastolatków, stanowiły aż 30%. Ze wstępnych badań wynikało, iż przyczyną ich zgonów najczęściej było niedożywienie lub choroby. Przy szkieletach znaleziono kolejne przedmioty osobiste, w tym również fragmenty odzieży, obuwia. Na polu o wymiarach mniej więcej 30 na 10 metrów znaleziono pozostałości 200 osób. W większości ułożone były warstwowo; największa jama liczyła 31 osób, najgłębsza 2.45 metra. Podczas prac w maju odkryto dwadzieścia nowych jam grobowych, z czego tylko dwie stanowiły pochówki pojedyncze. Wśród nich znajdowały się szkielety z postrzałem, niektóre noszące ślady dobijania; w jednej z jam szczątki były ułożone w linii, co wskazywało na egzekucję nad grobem, najprawdopodobniej zakładników. Przypuszczalnie sprawcami byli okupanci niemieccy, gdyż funkcjonariusze UB najczęściej dokonywali mordów ofiar w piwnicach więzienia, następnie zwłoki przenoszono na teren dawnych ogrodów, gdzie je chowano w sposób skryty.

Prowadzenie prac ekshumacyjnych jest niezwykle czasochłonne, gdyż każda odkryta jama musi być szczegółowo udokumentowana. Na materiał fotograficzny z przeprowadzanych działań składa się kilka tysięcy zdjęć. Trzy tygodnie prac po 10-12 godzin, przez sześć dni w tygodniu okazały się niezwykle wyczerpujące nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Było kilka poruszających przypadków znalezienia szkieletu kilkuletniego dziecka leżącego najprawdopodobniej na brzuchu matki czy gumowego smoczka od butelki przy dziecięcym szkielecie.

Spadek formy uczestników prac groził spadkiem jakości wykonywanej pracy, co było absolutnie nie do przyjęcia, gdyż jakiekolwiek błędy popełnione z tego powodu mogłyby doprowadzić do nieodwracalnej utraty materiałów i możliwości zidentyfikowania ofiary. Stąd też badania zakończono po 3 tygodniach, z zamiarem ich wznowienia najprawdopodobniej we wrześniu bieżącego roku oraz latach następnych.

Ostatnim etapem prac, po ułożeniu i opisaniu szczątków, było pobranie materiału DNA do badań porównawczych, przyszłego ustalenia kręgu krewnych i w efekcie, tożsamości ofiary. Na podstawie zebranej dokumentacji podejmowane będą próby zweryfikowania teorii kto został pochowany i w jakim okresie. Wiadomo, że jako pierwsi, w latach 1939-41 teren przywięzienny na miejsce tajnych pochówków zaczęli wykorzystywać Sowieci, następnie Niemcy, a po nich funkcjonariusze Służb Bezpieczeństwa. Wprawdzie zachowały się materiały archiwalne, ale niektóre często są niemożliwe do zbadania. Część materiałów znajduje się w prywatnych zbiorach kolekcjonerskich. Prawo polskie nie przewiduje możliwości zastosowania przymusu przy przesłuchiwaniu byłych funkcjonariuszy, którzy zasłaniają się brakiem wiedzy lub pamięci, co spowalnia postępy badaczy. Przykładowo, przeszukanie obszaru Lasu Solnickiego bez wskazania konkretnych miejsc, jest jak szukanie przysłowiowej igły w stogu siana.

Istnieje potrzeba rozliczenia się ze zbrodni i przywrócenia pamięci bezimiennym szczątkom z masowych grobów. O ile zbrodnie niemieckie można uznać za rozliczone, w oparciu o bogatą dokumentację, o tyle zbrodnie komunistyczne są o wiele bardziej skomplikowane, już choćby przez samo to, że swój udział w nich mieli także Polacy. Wymaga to również przyznania się, że w jakiś sposób, my jako naród jesteśmy współodpowiedzialni. Nie mniej, ofiary totalitaryzmów zasługują na przywrócenie im tożsamości oraz należnego miejsca w historii, a ich rodziny, na odzyskanie swoich bliskich i godny pochówek.

*

Niezwykle ważne jest również dostarczanie materiału DNA do badań porównawczych przez rodziny i krewnych, których bliscy zaginęli w okresie okupacji, do Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów działającej przy Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie. Więcej informacji można uzyskać na stronie: http://www.pbgot.pl/

Warto też zgłaszać się do historyków i pracowników IPN z wszelką dokumentacją, zdjęciami czy wspomnieniami. Odtwarzanie wydarzeń sprzed tylu lat jest jak układanie puzzli, nigdy nie wiadomo, który kawałek i gdzie znajdzie swoje miejsce. Niemożliwością jest oczekiwanie, iż badacze przeszłości dotrą do wszystkich krewnych wszystkich ofiar, ale zupełnie możliwe jest wyjście z własną inicjatywą, opowiedzenie historii swojej rodziny, zidentyfikowanie krewnego czy znajomego na zdjęciu.

- http://ipn.gov.pl/

- http://ipn.gov.pl/o-ipn/ogloszenia/poszukiwani-swiadkowie-wydarzen

*

Książki doktora Marcina Zwolskiego, „Więzienie w Białymstoku w latach 1944-1956” oraz „Śladami Zbrodni”, są dostępne w zbiorach Miejskiej Biblioteki Publicznej.

autor: Paulina Młodzianowska

fot.: Ewa Kulik

fot. przedstawiające dokumentację oraz miejsca ekshumacji – dr Marcin Zwolski


Switch mode views:
  • Font size:
  • Decrease
  • Reset
  • Increase

Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.